W zeszłym roku samych motocyklistów zginęło 261 (w tym 12 pasażerów),
a rannych zostało 2176 (287 pasażerów).
Jedni
twierdzą, że motocykliści to piraci drogowi, inni że wina leży po
stronie właścicieli czterech kółek. Ja wychodzę z założenia, że
jeździć to trza umić.
Kultura jazdy w naszym kraju jest ciągle w
powijakach, a na dziurawych drogach toczy się nieustanna wojna
pomiędzy motocyklistami a kierowcami. I jak każda wojna pociąga za
sobą ofiary - trupy, kaleki, wdowy i sieroty.
Co by nie mówić, motocykliści są w grupie podwyższonego ryzyka.
A
kto nie jest odpowiedzialny na drodze, ten nie jest też
odpowiedzialny w codziennym życiu. Dlatego jeśli nawet nie myślicie o
sobie wyjeżdżając w trasę, to pomyślcie o swoich drugich połowach.
Jeśli
Was kochają, to wspierają Waszą pasję całym sercem, jeśli Was
kochają, to też całym sercem się boją - nie tylko pustki emocjonalnej,
jaka powstanie kiedy zdarzy się tragedia, ale też tak przyziemnej
rzeczy, jak dziura finansowa, która szybko może stać się poważnym
problemem, kiedy tylko nieco osłabnie pierwszy ból straty.
A co w momencie, kiedy wypadek nie skończy się w najgorszy z możliwych sposobów, tylko głowa rodziny zostaje roślinką?
W
zależności od stanu roślinkowatości potrzebne są pieniądze na
leczenie, pobyt w szpitalu, rehabilitację, sprzęt medyczny, a jeszcze
przydałoby się trochę na normalne życie. I skąd ?
O emocjach pisać
nie będę, chociaż w pewnym sensie idea ubezpieczeń na życie wzięła
się z emocji, bo przecież nie chodzi o zapewnienie ochrony obcym
osobom, a tym najbliższym. Chodzi tylko i wyłącznie o kasę - tę,
która oszczędzi dodatkowych zmartwień i bólu, gdyby stało się coś bardzo złego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz